Do trzech razy sztuka, czyli repeater w trzech aktach

Wpis archiwalny, oryginalnie pojawił się na blogu applesauce.pl

 

W kilku słowach (sic!) przedstawię Wam swoje boje z urządzeniami pracującymi jako repeater, powielacz, wzmacniacz (a właściwie wzmacniak) tudzież extender lub booster sieci bezprzewodowej. Tak się złożyło, że mój gabinecik, w którym mieści się iMadło, Time Capsule, wiekowy modem ADSL Linksys WAG-54GS (tak, urządzenie pracuje wyłącznie jako modem, routing i propagację sieci WiFi zapewnia TC) znajduje się na piętrze, a właściwie zagospodarowanym poddaszu w trzypiętrowym bloku, zaś pozostałe pomieszczenia mieszkalne, wraz z „salonem” w którym dumnie prezentuje się nieco młodszy od modemu telewizor wraz z podpiętym doń Apple TV, mieszczą się poziom niżej. Po drodze znajdują się ściany działowe i co ważniejsze – ponad trzydziestocentymetrowy strop. Jak się domyślacie sygnał WiFi jest skutecznie przez te przeszkody tłumiony. Generalnie nie jest a raczej nie było to problemem do czasu kiedy mój park maszynowy nie rozrósł się odrobinkę o takie urządzenia jak iPad oraz Apple TV a sąsiedzi nie zaczęli na potęgę zakłócać pasmo radiowe swoimi sieciami. O ile telejabłko radziło sobie dość dobrze i mimo słabego sygnału potrafiło wyświetlać treści audio/wideo z Internetu bez większych problemów (po uprzednim zbuforowaniu danych) to już mobilne iUrządzenia gubiły sygnał w kilku lokalizacjach w każdym z pokojów. Czasami wystarczyło przybliżyć się o metr by sytuacja uległa poprawie, czasem uzbroić w anielską cierpliwość i wymusić wyszukanie sieci w Ustawieniach.

O graniu w np.: Real Racing 2 HD na ekranie telewizora można było zapomnieć. Opóźnienia, zatrzymania, słaba jakość obrazu – potrafią odebrać przyjemność takiej rozrywki. Problemy te zresztą opisałem przy okazji recenzowania Apple TV.

Ja wiem, że najlepszym rozwiązaniem byłby kabel. Skrętka dobrej kategorii i gigabitowe transfery nie straszne. Ale nieco ponad rok temu robiłem remont, a lokalizacja urządzeń jest tak perfidna, że na samą myśl o kuciu, wierceniu i innych zabawach murarsko-malarskich, wolałem zająć się czymś innym 🙂 Mógłem popracować nad eliminacją zakłóceń i bardziej efektywnym ustawieniu urządzeń bezprzewodowych tak by poprawić niezawodność ich komunikacji np. dzięki oprogramowaniu NetSpot, ale nie posiadam aktualnie żadnego MacBooka do dyspozycji .

Postanowiłem więc spróbować problem rozwiązać za pomocą „magicznych” urządzeń sieciowych 😉

Najpierw co nieco w temacie wzmacniania sygnału, poszerzania zasięgu sieci bezprzewodowej poczytałem sobie, a później przyjrzałem ofercie dostępnych na rynku urządzeń, porównałem opinie, testy i recenzje. Wybrałem produkt, zamówiłem i czekałem cierpliwie na dostawę.

Akt I – AirLive N.Plug

AirLive to rodzina produktów firmy OvisLink, znanej z wyrafinowanych urządzeń sieciowych oferujących spore możliwości w przystępnej cenie. Koszt N.Pluga zamyka się w kwocie 150 zł, nie jest to więc najtańsze rozwiązanie na rynku, ale ma niepodważalną zaletę – kompaktowa budowa, tzn. zintegrowany zasilacz, w związku z czym ustrojstwo wpinamy w gniazdko elektryczne – nie ma osobnego kabla, o który można by się potknąć 🙂 Aczkolwiek, gdy gniazdko sieci energetycznej znajduje się w nieciekawym miejscu, np. za szafą, idea „wszystko w jednym” niekoniecznie się sprawdzi.

 

 

Podłączenie do panelu zarządzania N.Pluga poprzez przeglądarkę www oraz skonfigurowanie go nie jest kłopotliwe ale i nie jest też do końca intuicyjne i jednoznaczne. Po pierwsze, wybranie trybu pracy mechanicznym przełącznikiem dostępnym na obudowie urządzenia powoduje, że zmienia się ilość i wygląd dostępnych ustawień. W założeniu miało to odciążyć użytkownika poprzez wyświetlanie wyłącznie opcji dedykowanych danemu trybowi pracy (Access Point / Router / Repeater), ale zabrakło tu konsekwencji. Np. mimo wybrania konkretnego ustawienia przełącznikiem, kreator konfiguracji nadal pozwala przełączyć urządzenie w inny tryb pracy w interfejsie webowym, prowadząc do sprzecznych wyborów. Nie da się też zobaczyć wszystkich opcji i ustawień urządzenia bez zmiany położenia przełącznika, restartu i ponownego zalogowania się do panelu.

 

 

Być może takie podejście pozwala na stworzenie trzech różnych konfiguracji dla każdego z trybów pracy i szybką ich zmianę zewnętrznym przełącznikiem. Nie wiem, nie sprawdziłem tego ponieważ jedyną interesującą mnie funkcją był repeater.

 

 

Ustawienie w tym trybie zadziałało, aczkolwiek mimo zapisu w instrukcji obsługi, że dla sieci bezprzewodowej serwer DHCP AirLive jest domyślnie wyłączony, musiałem ręcznie wyłączyć tenże w zakładce… LAN, inaczej przy przejściu z poddasza na dół iPhone logując się do WiFi N.Pluga, otrzymywał adres z innej puli.

 

 

Jakie wrażenia? Średnie. Później było już tylko gorzej, ale o tym za chwilkę. Po pierwsze zasięg. O ile niewiele droższe urządzenie tej samej firmy pozwala na dostęp do sieci z budzącej respekt odległości, to tutaj chodząc po „parterze” (a powinniście wiedzieć, że powierzchnia dołu to zaledwie 50 m kwadratowych…) nie gubiłem co prawda sygnału, ale miejscami było kiepsko. Dostęp do Internetu był jednak właściwie z każdego miejsca w domu. Sukces? Przeciwnie. Nie chciał zadziałać AirPlay! Ani Bonjour. Czyli usługi bazujące na mDNS. No sorry, ale w takim wypadku to n.plug jest mi przydatny jak świni siodło a krowie kaganiec. Przeskanowanie otwartych portów i dostępnych usług wykazało, że poza ruchem na porcie 80 TCP nic więcej nie ma prawa zadziałać. Co więcej – nie znalazłem ani w ustawieniach urządzenia ani wertując fora dyskusyjne, sposobu na zmianę tego stanu rzeczy. A bez obsługi AirPlay/Bonjour to praktycznie tracimy całą korzyść ze sprzętowego ekosystemu Apple…

AirLive N.Plug to naprawdę fajny hardware ale nie dla mnie. Udostępnienie połączenia do Internetu to zdecydowanie za mało. Towar zwróciłem w przepisowym czasie 10 dni sprzedawcy, pieniążki odzyskałem. Uff. Czas na podejście drugie.

Akt II – TP-LINK nano TL-WR702N

Firma TP-LINK dość aktywnie zaznacza swoją obecność na rynku rozwiązań sieciowych. Sam miałem do czynienia wcześniej z kartami WiFi na USB i muszę przyznać, że działały bez problemów. Dlatego, po zwróceniu uwagi przez smartkida na tę firmę poprosiłem go by wpadł do mnie ze swoim zgrabnym routerkiem, który potrafi działać również jako punkt dostępowy oraz repeater. Oczywiście skupiliśmy się na tej ostatniej opcji 🙂

 

 

Kilka chwil i jesteśmy w panelu konfiguracyjnym, kolejne parę klików – nano działa jako repeater. Sprawdzamy najważniejsze – przesyłanie zdjęć i innych multimediów po AirPlay do Apple TV. Sukces! Działa też wyszukiwanie serwerów sieci lokalnej w aplikacji Air Video. Zasięg? Porównywalny z AirLive, a chwilami i miejscami nawet lepszy, co jest dziwne o tyle, że nano nie ma żadnej antenki zewnętrznej… Skanowanie portów i usług – można przyjąć, że repeater działa transparentnie, więc tak jak być powinno. Szkoda tylko, że pudełko wisi na kabelku USB wpiętym do ogromnego (w porówniu z zasilaczem od iPhone) i brzydkiego (w stosunku do samego TP-link nano) zasilacza. Granie na dużym ekranie – no tu szału nie ma, ale jest lepiej niż bez repeatera, przycinki są rzadsze, a nawet niewielką poprawę trzeba docenić. Tym bardziej, że nano kosztuje niecałe 70 zł, więc ponad dwa razy mniej niż AirLive N.Plug!

 

 

Towar zamówiony. Mija kilka dni i konfiguruję swój własny egzemplarz. Niby wszystko w porządku, ale przy dłuższym użytkowaniu wychodzi wada nano. Brak stabilności, tzn. po pewnym czasie, może to równie dobrze być kwadrans jak i trzy godziny, nano się zawiesza. Niby sieć jest, sygnał OK, ale już dostać się po adresie IP do repeatera nie można, oczywiście iUrządzenia połączone po WiFi nie mają w rzeczywistości połączenia do Internetu. Pomaga oczywiście wypięcie zasilacza z gniazdka na kilka sekund i ponowne zasilenie nano. Ale to nie rozwiązanie na dłuższą metę! Smartkid takich problemów nie doświadczył, ale u niego nano działa jako tylko jako punkt dostępowy… No dobra, może aktualizacja firmware coś poprawi? Chwila poszukiwań na stronie producenta i nowsze oprogramowanie znalezione. Kilka minut później nano miał już nową software’ową duszę. Niestety ani ta zmiana, ani rekonfiguracja i testowanie wpływu zmian innych, pozornie niezwiązanych ustawień urządzenia nie rozwiązały problemu, więc nano wrócił do sprzedawcy.

W przypadku obu repeaterów, z racji zastosowania pojedynczej anteny i konieczności dzielenia pasma na odbiór sygnału WIFi z Time Capsule i przesyłanie dalej, wydajność sieci spadła mniej więcej o połowę. Aby zobrazować tę stratę jako przykład przytoczę wyniki testera łącza internetowego. Gdy pomiaru dokonywałem z iPhone lub iPada przyłączonego do sieci macierzystej TC, aplikacja pokazywała download na poziomie 11-13 Mbps (pomiar prędkości łącza na iMacu spiętym z TC Ethernetem, daje wynik rzędu 13,5-15,5 Mbps – to maksimum, na co pozwala centrala do której na prowincji, gdzie mieszkam, jestem przyłączony…). Po ponownym pomiarze transferu na iUrządzeniu podłączonym do repeatera, prędkość oscylowała w przedziale 4-7 Mbps. W sumie to spodziewałem się nieco innego (lepszego) wyniku i zachowania repeaterów. Ale OK, lepiej mieć wolniejszą sieć niż dziurawą 😉

Koniec końców, po dwóch rozczarowujących podejściach, próbowałem wmówić sobie, że skoro tyle czasu jakoś daję radę z nie wystarczającym miejscowo zasięgiem to dalej też wytrzymam. Bezskutecznie. Ciężko jest przekonać siebie samego do rezygnacji z czegoś, co poprawia wygodę i komfort. Na szczęście zbliżające się urodziny oraz Czarny Piątek rozgrzeszyły moje sumienie, usprawiedliwiając chęć wydania większych pieniędzy w celu uzyskania pierwotnego efektu. Czas na bliskie spotkanie trzeciego stopnia.

Akt III – AirPort Extreme 2 Gen.

Nie jest to nowa rzecz, aczkolwiek obecna wersja (2 generacja) została całkiem niedawno odświeżona a wprowadzone zmiany nie są wbrew pozorom kosmetyczne. Pierwsza wersja miała budowę zbliżoną do AirLive N.Plug, czyli jedno pudełko wpinane bezpośrednio do gniazdka, najnowsza odsłona to bliźniacze pod względem gabarytów i kształtu rozwiązanie do Apple TV – różnice to biały kolor i oczywiście inne złącza z tyłu urządzenia. Nie będę tu opisywać szczegółowo AirPort Express, ponieważ w wielu miejscach, np. na witrynie iMagazine, znajdziecie recenzję tego produktu.

 

 

Konfiguracja AirPort Express to dziecinna zabawa, jako że urządzenie obsługuje Bonjour, to wystarczy podpiąć je do prądu w miejscu gdzie wciąż jest przyzwoity zasięg naszej głównej sieci bezprzewodowej i można już zacząć zabawę z ustawieniami z poziomu iPhone/iPada/iPoda Touch lub Maczka. Ja wziąłem iPhone do ręki, wszedłem w Ustawienia -> WiFi i po przyłączeniu do sieci macierzystej pojawił się na tym ekranie przycisk z nazwą mojej stacji AirPort Express. Jego naciśnięcie automatycznie uruchomiło appkę AirPort Utility (oczywiście wcześniej ją na smartfonie zainstalowałem) i dosłownie trzema tapnięciami wybrałem tryb pracy – „rozszerzenie sieci bezprzewodowej”. I już. Koniec. Toczka. 🙂

 

 

Wszystko zadziałało od razu, ale… repeater zdawał się pracować tylko w paśmie 2,4GHz a prędkości transmisji z Internetu wyglądały podobnie jak w przypadku pierwszych dwóch testowanych urządzeń. Nie dawało mi to spokoju, bo jednak za ponad dwa razy więcej niż za AirLive i ponad pięć razy więcej niż za TP-LINKa oczekiwałem znacznie lepszych osiągów. No i udało się. Wystarczyło przełączyć tryb radiowy sieci bezprzewodowej tworzonej przez Time Capsule w pozycję Tylko 802.11n (5 GHz) – tylko 802.11n (2,4 GHz) i AirPort Express zaczął powielać i rozszerzać zasięg sieci w obu pasmach, a wyniki pomiarów prędkości łącza nie różnią się praktycznie od tych uzyskiwanych bez repeatera!

 

 

Widać ewidentnie, że praca urządzenia w obu zakresach, dwie dedykowane anteny robią good job. Zasięg mam teraz w całym lokalu, i na poddaszu, i na parterze. Nie testowałem czy piętro lub dwa niżej albo u jakiegoś z sąsiadów wciąż będę mieć dostęp do swojej sieci bo nie ma to dla mnie znaczenia. Uruchomienie Real Racing 2 na iPadzie z obrazem i dźwiękiem sklonowanymi na tandemie Apple TV + telewizor wreszcie wywołało uśmiech! Nie dość, że w trakcie gry nie zauważyłem żadnych przestojów i opóźnień to jakość wyświetlanego obrazu wzrosła również niesamowicie. Szczerze mówiąc myślałem, że dopiero na połączeniu przewodowym możliwa będzie gra w takiej jakości i płynności. Oczywiście żadnych problemów z wyświetlaniem zdjęć i filmów z komputera/iPhone/iPada nie ma. Dzięki mocniejszej sile sygnału i większym zasięgu wszystko działa sprawniej. Określenie „kolosalna różnica” w odniesieniu do całokształtu zmian jest nie wystarczające, serio.

 

 

AirPort Express pozwala z dowolnych głośników (takich z własnym zasilaniem, lub pasywnych za pośrednictwem wzmacniacza) uczynić AirPlay Speakers, czyli bezprzewodowe głośniki, na których można odsłuchać muzykę z iUrządzeń, komputera oraz Apple TV. Niestety na telejabłku działa tylko przekierowywanie muzyki z iCloud (czyli zakupiona muzyka oraz przesłana/znaleziona dzięki usłudze iTunes Match), radio internetowego oraz zdaje się podcastów audio. Projekcja filmu z wideoteki iTunes, YouTube, Vimeo, czy też za pośrednictwem opisanego tu Air Video, przełącza wyjście dźwięku na telewizor lub głośniki połączone bezpośrednio do Apple TV za pomocą złącza optycznego. Podobno w wersjach beta systemu iOS dla Apple TV, można było obraz wyświetlać na ekranie telewizora a dźwięk przesyłać na bezprzewodowe głośniki, jednak chyba nie do końca działało to tak jak oczekiwano – oby opcja ta wróciła przy najbliższej aktualizacji jabłkowego set-top-boksa…

 

 

Nie zauważyłem żadnego spadku jakości odgrywanej muzyki, działa to praktycznie tak samo jak przy połączeniu przewodowym. Chwilkę dłużej czeka się na rozpoczęcie odtwarzania (buforowanie), przerw w emisji dźwięku nie doświadczyłem – uczciwie przyznaję, że nie mam możliwości przetestowania czy tak samo dobrze działa to gdy podłączamy głośniki lub wzmacniacz za pomocą światłowodu.

AirPort Express posiada jeszcze złącze USB przeznaczone dla drukarki oraz dwa porty Ethernetowe (Wan i Lan) o przepustowości niestety tylko 100 Mpbs, i nie pozwala na udostępnianie połączenia internetowego 3G – potrafi to AirPlay N.Plug.

Dla mnie najistotniejsze jest to, że w końcu mam dostęp do sieci i Internetu z każdego miejsca w mieszkaniu, a funkcja repeatera działa tak jak się spodziewałem. Nie ma żadnych problemów z AirPlay i Bonjour i mogę wreszcie sensownie pograć na dużym ekranie korzystając z iUrządzeń jako kontrolerów. Jako bonus traktuję możliwość podłączenia głośników – aczkolwiek, gdy Apple TV zacznie obsługiwać AirSpeakers w pełni – ta funkcjonalność zyska dla mnie na znaczeniu.

Reasumując: AirPort Express robi to o co mi chodziło a nawet więcej. Bez kompromisów, bez nerwów, szybko, prosto i intuicyjnie, ot apple way. Owszem – kosztuje więcej, nawet sporo więcej niż konkurencyjne rozwiązania, ale po prostu działa a koszt zakupu APEx na pewno nie jest większy niż położenie skrętki w każdym pomieszczeniu w domu. Kable, gniazdka, korytka, materiały budowlane, farba, robocizna, itp. to nie są rzeczy do kupienia w sklepie „wszystko za 5 zł” 😉 I nie mówię tu o profesjonalnym podejściu z użyciem szafy dystrybucyjnej i krosownicy. A i sprzęt trzeba mieć odpowiedni (wiertarka, krone, tester).

Nie zamierzam tu dyskredytować rozwiązań konkurencji, u wielu osób mogą one doskonale funkcjonować, ale jako wzmacniacz sygnału WiFi, z tych trzech testowanych urządzeń tylko AirPort Express podobało zadaniu. Szczerze polecam, mimo dość wysokiej ceny. Nie oszukujmy się, określenie „tanie i dobre” rzadko kiedy ma pokrycie w rzeczywistości.

Do trzech razy sztuka, czyli repeater w trzech aktach
Tagged on: