Wpis archiwalny, oryginalnie pojawił się w Mój Mac Magazyn #3/2016
Czy wśród czytelników są jeszcze osoby, nie korzystające z usług streamingu audio? Myślę, że tak. A nawet jeśli opłacają serwisy pokroju Spotify, Tidal, Deezer czy Apple Music, to zapewne uzupełniają braki w zasobach muzycznych, dodając unikatowe i wzbudzające sentyment krążki, do fonoteki iTunes bądź innego ulubionego odtwarzacza.
Po ponad dwóch latach od debiutu na polskim rynku, przestałem wspierać finansowo usługę Spotify. Konto Premium oferuje dużo i jak na nasze warunki jest bardzo przystępne cenowo, ale kilka powodów wpłynęło na moją decyzję, m.in.:
- brak opcji strumieniowania w formacie bezstratnym,
- niepełna i niestabilna oferta albumów (dzieł wielu wykonawców brak w bazie utworów; niektóre albumy są przez jakiś czas, a później znikają – wiem, że to nie wina Spotify tylko autorów/producentów/dystrybutorów, ale mnie jako klienta nie powinno to obchodzić),
- uzależnienie od skądinąd świetnej funkcji Odkryj, która z jednej strony pozwoliła na zapoznanie się z kompletnie obcą mi twórczością, a z drugiej spowodowała, że praktycznie przestałem słuchać swoich faworytów i ich dorobku.
W międzyczasie zdążyłem poznać alternatywy: Tidal Premium oraz HiFi (wcześniej WiMP), korzystałem przez rok z iTunes Match, a od chwili gdy w Polsce stało się dostępne – prawie kompletnie przerzuciłem się na Apple Music. Dlaczego prawie? O tym niżej.
Nie mam zastrzeżeń, co do jakości muzyki serwowanej w Apple Music, jednak mimo pokaźnego katalogu albumów (rzekomo ponad 43 miliony utworów), często trafiam na braki w interesującym mnie repertuarze. Taylor Swift, One Direction czy Justin Bieber to zdecydowanie nie moja bajka.
Przez lata dorobiłem się sporej kolekcji audio CD. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz włożyłem płytę do odtwarzacza. Pewnie dlatego, że napęd optyczny ostał się już tylko w pececie… Przezornie zripowałem wcześniej całą muzykę do różnych formatów. Zrzucone z opalizujących krążków dane zajmowały sporo miejsca na dyskach, dlatego korzystając z szybszego łącza do Internetu oraz atrakcyjnych promocji na przestrzeń w chmurze, umieściłem tam najcenniejsze zbiory. Gwoli ścisłości, wykorzystałem do tego celu Dropboksa, Google Drive, Box, oraz w największym chyba stopniu – OneDrive.
Po co ta zabawa, skoro problem świetnie powinna rozwiązać usługa iTunes Match? M.in. po to, by obniżyć koszty, dodatkowe 25 € rocznie można “skonsumować” inaczej. Kolejna rzecz, to wspierane formaty. iTunes Match radzi sobie z MP3, AIFF, WAV, MPEG-4, AAC oraz Apple Lossless (ALAC). Niestety, brakuje wsparcia dla formatu FLAC. Tak się składa, że sporą część albumów posiadam właśnie w tym bezstratnym formacie. Owszem, mógłbym zaprząc do pracy XLD lub inny konwerter. Postanowiłem jednak poszukać rozwiązania, które od tego dodatkowego zajęcia mnie uwolni. Po dłuższych poszukiwaniach i testach wybrałem apkę CloudBeats Pro – Music Player and Downloader for Dropbox, OneDrive and Google Drive.
Drobne wyjaśnienie: muzykę odtwarzam głównie na iPhone. W terenie uszy zatykam słuchawkami dokanałowymi, względnie podłączam telefon do systemu audio w samochodzie. W domu odgrywane dźwięki przekierowuję z pomocą AirPlay na głośniki Edifier R2600, podpięte do AirPort Express. Z tego powodu, moje potrzeby praktycznie całkowicie rozwiązuje aplikacja na platformę iOS.
Program występuje w dwóch wersjach: płatnej – Pro, oraz darmowej. Ograniczenia wersji bezpłatnej:
- limit utworów w folderach oraz playlistach,
- nie pozwala na pobieranie muzyki na urządzenie,
- nie umożliwia tworzenia globalnej fonoteki,
- niedostępny scrobbling Last.fm.
Pełna wersja to koszt 3,99 € 23,99 zł. Co wyróżnia produkt Willengale Solutions Ltd. na tle konkurencji? Przede wszystkim wsparcie dla FLAC. Rozmawiając z autorem dowiedziałem się, że audio w takim formacie jest dekodowane w locie do WAV. Po drodze nie odbywa się żadna kompresja, która mogłaby mieć negatywny wpływ na jakość dźwięku (co ma miejsce np. w usłudze StreamNation, gdzie audio w formatach bezstratnych jest przesyłane strumieniowo po obniżeniu bitrate do maksymalnie 320 kbps).
CloudBeats Pro oferuje następujące opcje:
- Sleep Timer – dzięki któremu można wyłączyć odgrywanie po ustawionym czasie,
- obsługa formatów MP3, AAC, M4A (ALAC), AIFF,
- pobieranie utworów do pamięci iUrządzenia, gdy wybieramy się w rejony bez sensownego zasięgu lub wyczerpaliśmy limit transferu danych (Offline),
- tworzenie list bazujących na zasobach muzycznych rozproszonych na różnych usługach sieciowych (Playlists),
- wsparcie dla dysków sieciowych w chmurze: Dropbox, Box, Google Drive, OneDrive, Mediafire,
- wsparcie dla ownCloud (ta interesująca opcja, pozwala na streaming wyłącznie w formatach MP3 oraz M4A), oraz innych rozwiązań wykorzystujących technologię webDAV – jak np. NAS-y (Network Attached Storage) znanych producentów: Synology, QNAP czy Western Digital (wybrane modele),
- wykorzystanie systemowej funkcji AirPlay, oraz obsługa odbiorników Bluetooth,
- odtwarzanie w pętli (Repeat all/one) oraz losowo (Shuffle),
- zmianę szybkości odtwarzania, dodawanie znaczników (Bookmarks), oraz przeskakiwanie o 10 i 30 sekund do tyłu i przodu – użyteczna sprawa przy podcastach i audiobookach,
- przeszukiwanie zasobów muzycznych wg artysty, albumu lub gatunku, wyszukiwanie Spotlight w iOS 9,
- wyświetlanie okładki albumu/utworu,
- zróżnicowanie wykorzystania transmisji komórkowej oraz WiFi,
- odtwarzanie w tle, oraz przyciski sterowania na zblokowanym ekranie,
- odtwarzanie bez przerw między utworami (idealne przy nagraniach koncertowych),
- możliwość zapamiętania miejsca, w którym przerwano odsłuch,
- osobiste Radio, bazujące na fonotekach w chmurze,
- scrobbling danych utworów w serwisie Last.fm,
- obsługa plików i folderów udostępnionych — możemy słuchać utworów innej osoby,
- automatyczne skanowanie dysków w chmurze i dodawanie znalezionych utworów do fonoteki (My Library),
- obsługa gestami (Odtwórz, Pauza, Następny, Poprzedni),
- ulubione foldery, by przyspieszyć dostęp do muzyki najczęściej i najchętniej odgrywanej,
- aplikacja uniwersalna, na małe i duże urządzenia z iOS na pokładzie.
Czego nie potrafi CloudBeats Pro?:
- nie wspiera serwisu Google Music,
- nie można zarządzać plikami bezpośrednio w apce/na urządzeniu (kopiowanie, przenoszenie, zmiana nazwy),
- nie odtwarza utworów zakupionych w sklepie iTunes, posiadających zabezpieczenie DRM.
Całkiem pokaźne możliwości, prawda? Mi brakuje w zasadzie tylko wsparcia dla streamingu z udziałów AFP (Apple Filing Protocol), czyli np. plików zmagazynowanych na dysku Time Capsule. Przydałaby się jeszcze obsługa arkuszy .cue — bez tego nie da się niestety selektywnie odtwarzać utworów z albumów zripowanych do pojedynczego pliku FLAC.
Liczę, że autor będzie nadal swoją apkę udoskonalać, i prędzej czy później wyżej wymienione opcje pojawią się w CloudBeats Pro, z którego użytkowania jestem bardzo zadowolony. Program działa szybko, stabilnie, posiada intuicyjny i estetyczny interfejs.
Jakość odtwarzania muzyki – bez zarzutu. To świetne uzupełnienie Apple Music. Alternatywa (w połączeniu z popularnymi usługami dysków sieciowych) dla iTunes Match i tani sposób na odzyskanie przestrzeni dysków twardych. Co więcej, zdalnie składowanej muzyki może słuchać jednocześnie wiele osób, na różnych odbiornikach i według własnego “słyszymisię”. Bez pakietu rodzinnego.
Aktualizacja. Już po napisania tego tekstu, pojawiło się uaktualnienie CloudBeats Pro. Teraz apkę wzbogacono o synchronizację playlist między urządzeniami. Gdy muzykę odtwarzamy tylko na jednym, nowa funkcja sprawdzi się jako mechanizm kopii zapasowej. Ponadto, od teraz w programie da się pobierać foldery z muzyką, które zawierające podfoldery. Ostatnia nowość: Folder Radio Mix – losowe odtwarzanie muzyki z folderów i podfolderów.